Piątek, 19 kwietnia 2024r. Alfa, Leonii, Tytusa
 Szukaj
FACEBOOK RSS EMAIL Strona główna
Planeta Kobiet

Stoppa: Najmocniejszych zdjęć nie opublikowałem

Jedni go uwielbiają, drudzy nienawidzą. Celebryci nazywają „hieną”. Uratował życie i medialną karierę niejednej polskiej gwieździe, o czym niestety rzadko się wspomina. Przed Wami Przemek Stoppa. Rozmawia Ilona Adamska. Jak się zostaje słynnym paparazzo?
- Pierwszy raz usłyszałem o fotografach paparazzi w 97 roku, byłem wtedy początkującym fotoreporterem w małym lokalnym tygodniku. Z otwartym dziobem chłonąłem historie o fotografach, którzy mają takie wielkie teleobiektywy, robią jakieś spektakularne zdjęcia i zgarniają za to kupę forsy. Wtedy nawet nie próbowałem marzyć o takich klimatach. Biegałem po Rumii (miasteczko koło Gdyni) z aparatem, robiłem foty jakichś lokalnych bzdur, od festynów poprzez kretyńskie i śmiertelnie nudne nasiadówy w urzędzie miasta. Wtedy nawet najzwyklejszy teleobiektyw był dla mnie nieosiągalny. Oprócz tego pochwaliłem się ojcu, że zamierzam zostać zawodowym fotografem. A ojciec odrzekł: Synu co roku z wszelkich szkół fotograficznych wychodzi armia fotografów z papierem, a ty w żadnej szkole nie uczyłeś się fotografii. Nie masz żadnych szans, idź lepiej do normalnej pracy. Ale ja się odnalazłem w robieniu zdjęć i właśnie tym chciałem się zająć. Lubiłem jak się dużo dzieje, a jeszcze bardziej lubiłem surfować po tych wydarzeniach z aparatem. I tak z tej małej gazetki trafiłem do większej, a moje foty mogli oglądać ludzie w całym województwie pomorskim. Ale byłem szczęśliwy, a apetyt rósł... Bywałem wtedy na festiwalu filmowym w Gdyni, na który przyjeżdżali aktorzy i aktorki i to był mój pierwszy kontakt z show-biznesem. Co za przeżycie. Wchodziłem bez akredytacji, bo dostawali je tylko pupile szefa foto, a ja nie umiałem podlizywać się. Byłem raczej zbuntowany i na wszystko miałem własny pomysł. Wchodziłem drzwiami frontowymi i tymi samymi wylatywałem, więc wchodziłem tylnymi i wszystkimi innymi, którymi się dało. I tak robiłem foty, jakie chciałem. Przyjeżdżali do Trójmiasta fotografowie z Warszawy, mieli super aparaty i doświadczenie, obserwowałem ich i analizowałem. I wkurzało mnie, że wszyscy stoją w jednym miejscu, mają takie same zdjęcia, pozuje im jakiś aktor. Co za bezsens! Ja taki nie będę! I kombinowałem jak zrobić coś wyjątkowego. I prawie zawsze mi się udawało. Pamiętam, że koledzy po fachu raczej próbowali szydzić wtedy ze mnie. A to tylko dodawało mi siły. Ci fotografowie przyjeżdżali do Trójmiasta i zabierali mi pracę, bo to ich zdjęcia się pojawiały w gazetach a nie moje. Wkurzało mnie to i tyle. Miałem do wyboru albo się z tym pogodzić, albo coś z tym zrobić. Tak więc zdecydowałem pokazać chłopakom gdzie raki zimują. I za każdym razem, kiedy przyjeżdżali, puszczałem ich z torbami robiąc mocniejsze i lepsze foty. Siłą rzeczy jeden z tabloidów ściągnął mnie wtedy do wymarzonej Warszawy. I dał mi najlepszy sprzęt i wszystko, o czym nawet nie próbowałem marzyć. Więc na wstępie miałem przywileje, jakich nie mieli fotografowie pracujący nawet po kilka lat w tej gazecie. Nietrudno się domyślić, że z uwagą przyglądali się oni moim postępom. Byłem jak dziecko wpuszczone do sklepu z zabawkami, miałem najlepszy sprzęt, teleobiektywy, samochód i gwiazdy w zasięgu ręki. Po pół roku zrobiło się głośno po moich spektakularnych numerach. I zadzwoniła wtedy dziennikarka z Przekroju z pytaniem, czy zabiorę ja na polowanie. Bo pisze właśnie o mojej profesji. Pojawiła się gazeta w kiosku z moją twarzą i teleobiektywem na pierwszej stronie, później to już była lawina wywiadów, reportaży i innych ciekawostek medialnych ze mną na czele. Później pojawił się film i jeszcze wiele innych zaszczytów. Aż zadzwonił ktoś z UW z wydziału dziennikarstwa i zapytał, czy zgodzę się być gościem specjalnym na spotkaniu ze studentami. Oczywiście, zgodziłem się. Później tylko się dowiedziałem, że niektórzy studenci pisali o mnie swoje prace magisterskie itp. Miło i tyle.

Czy fotografowie robiący zdjęcia celebrytom są naprawdę tak bezduszni i wyrachowani, jak portretują ich gwiazdy i media?
- Fotografowie, którzy fotografują gwiazdy i celebrytów to najczęściej fajne chłopaki z bardzo ciekawym życiem, oczywiście w każdym zawodzie zdarzają się ludzi fajni i nie fajni. Jednak to media powołały do życia fotografów paparazzi i te same media płacą często kosmiczne kwoty za zdjęcia tym właśnie fotografom i te same media ich później potępiają publicznie. Za rzeczy, za które chętnie płacą. No i gwiazdy, które potępiają publicznie fotografów. Z jednej strony można uwierzyć w te historie, z drugiej wystarczy zacząć myśleć, żeby dojść do wniosku, że media i gwiazdy łączą właśnie fotografowie, bo możemy zobaczyć i rozróżnić w tych mediach gwiazdy. I to właśnie zasługa fotoreporterów i szczególnie fotografów paparazzi!

„Skuteczny i pozbawiony skrupułów. Fotograf dla którego nie ma zdjęć nie do wykonania” - tak mówią o Tobie w środowisku. To prawda?

- Każde zdjęcie jest do wykonania. Pytanie tylko - za ile? Pojawia się jeszcze kolejne - czy to moralne? Ale co to jest moralność? To pojęcie całkowicie obce w show-biznesie i szczególnie w polityce. We wszystkich odsłonach show-biznesu rządzą pieniądze i seks. I jak świat stary, tak te zasady się nie zmieniają. Prawie we wszystkich przypadkach fakt, czy dana aktorka (szczególnie młoda) zagra w filmie czy nie, zależy od tego, czy pójdzie do łóżka z jakimś starym piernikiem - reżyserem najczęściej mającym rodzinę. Więc kto tu jest pozbawiony skrupułów? Ja? Czy ludzie, których fotografowałem w obrzydliwych sytuacjach? Zdjęcia pokazują to, co dzieje się naprawdę, a prawdę mało kto kocha. Ale znudziło mi się szczerze taplanie w tym bagnie obłudy (śmiech). Teraz jestem egoistą i robię foty, które sprawiają mi radość, bo cały czas podnoszę sobie poprzeczkę. Które ze swoich zdjęć uważasz za najbardziej kontrowersyjne?

Które wywołało największą burzę w mediach?
- W kraju, gdzie ludzie często są prości jak brzoza w Smoleńsku, nie jest trudno wywołać skandal. Najmocniejszych zdjęć nie opublikowałem, bo na 100 procent skończyłoby się to tragicznie. A z tych, które opublikowałem „gwoździem do trumny” jest na pewno moja sesja z Iloną Felicjańską. To seria zdjęć, które same w sobie są naprawdę ładne, jednak oburzenie, jakie wywołały, pokazuje prostotę naszego społeczeństwa i to jest tak naprawdę tragiczne. Bo za taki sam numer np. z Kate Moss mógłbym do końca życia nie pracować, zresztą nigdy nie pracowałem. Zawsze robiłem, to co kocham (śmiech).

Polskie gwiazdy kochają tzw. ustawki? Na czym one polegają i które rodzime gwiazdy lubują się w nich? Zdradź nam proszę...

- Ustawki, czyli sesje zdjęciowe. Są one też bardzo często narzędziem PR-owym - do tworzenia wizerunku lub manipulowania wydarzeniami w przypadku dojrzałych gwiazd. Dużo łatwiej jest oczywiście wtedy planować i szanować czas. Dlatego też ja również wolę umówić się na zdjęcia. Bo można sobie miło i kreatywnie spędzić czas. Można wybrać miejsce i dopracować każdy szczegół. Jestem przekonany, że to najlepsze rozwiązanie, ponieważ na duże sukcesy pracuje się zawsze z najlepszymi ludźmi.

Fotografowałeś Brada Pitta, Angelinę Jolie, Russella Crowe czy Jeniffer Lopez. Opowiedz, jak pracuje się z wielkimi nazwiskami?
- Brad i Angelina byli jak dotąd największym wyzwaniem i w tym przypadku współpracowaliśmy w pewnym porozumieniu, na pewnych zasadach. Angelina i Brad doskonale rozumieją, jak współpracować, szczególnie z paparazzi. Brad był przecież kiedyś fotografem i dziennikarzem, nadal zresztą fotografuje. Kolekcjonuje nawet zdjęcia fotografów, którzy za nimi jeżdżą. Russella Crowe fotografowałem w Londynie na premierze filmowej, czyli w sytuacji raczej oficjalnej, bo i takie bywają. A Jeniffer Lopez spotkałem w pobliżu radia BBC. I gdy ona zobaczyła, że wyciągam aparat, doskonale wiedziała, jak się zachować, aby dobrze wyjść na zdjęciach, bo te zdjęcia obiegną świat. I tak się stało. Na końcu powiedziała dziękuję i życzyła mi wszystkiego dobrego. Co się rzadko zdarza na warszawskich ulicach.

Pamiętasz jakieś zabawne sytuacje związane z Twoją pracą i gwiazdami Hollywood?
Każdy taki wyjazd wiąże się całą lawiną przygód i zabawnych sytuacji, bywa też, że towarzyszy mi potężna adrenalina i mam problem z utrzymaniem aparatu. Prawie za każdym razem natykam się na fotografów, których spotykałem głównie na największych wypadach. I tutaj mogę przyznać, że od tych chłopaków bardzo dużo się nauczyłem, szczególnie poszedł w górę poziom moich zdjęć. Muszę się też przyznać, że nie miałem okazji wdawać się z gwiazdami z Hollywood w jakiekolwiek dyskusje. Innymi słowy - mogę powiedzieć „bywamy u siebie”. Oni u siebie, a ja u siebie (śmiech).

Kto wyznacza kierunek Twojego życia zawodowego? Masz swoje autorytety? Na
kimś wzorujesz się w fotografii?
- Na początku myślałem, że Helmut Newton czy Ellen von Unwerth, zawsze fascynował mnie też Jan Saudek i jego w pewien sposób podziwiałem. Później moim wyznacznikiem stało się: zrobić coś tak, jak nikt tego jeszcze nie zrobił. Czyli przekraczałem własne granice. Pierwszym takim człowiekiem w USA był w latach 20. Weegy. Fotograf – reporter, posądzony o zdolności nadprzyrodzone. Specjalista od fotografowania śmierci, fotografował świeżych denatów zanim jeszcze przyjechała policja. Jakimś cudem zawsze zjawiał się pierwszy na miejscu tragedii. Dodawał tym zdjęciom jeszcze więcej dramaturgii. Marzył o sfotografowaniu lokalnych gangsterów w trakcie strzelaniny do innych gangsterów. I udało mu się to. Teraz dojrzałem do tego, żeby fotografować tak jak czuję, bo to jest sposób na przedstawienie różnych emocji, w szczególności wywoływanie ich...

Czym dla Ciebie jest popularność, sława?

- W Warszawie aż tak tej mojej popularności nie odczuwam, w innych miastach już bardziej, ale nie to uczucie, które wyznacza mi jakikolwiek kierunek w życiu. Popularność wiąże się z wieloma miłymi sytuacjami. Zdarza się jednak, że ta popularność jest mocno problematyczna. Tak czy inaczej jest to bilet w jedną stronę i bardzo trzeba się postarać, żeby naprawiać błędy, które każdemu zdarza się popełniać. Lepiej pamiętać o karmie, bo to co się daje, wszystko, co do jednej cząsteczki, dostaje się z powrotem. Więc staram się żyć w zgodzie z własną intuicją.

Popularność jest Ci chyba pisana, bowiem zostałeś bohaterem filmu dokumentalnego Piotra Bernasia pt. Paparazzi. Jak się czułeś oglądając siebie w roli osoby podglądanej?
- Kiedy Piotr Bernaś zadzwonił do mnie i zaproponował spotkanie, szkicując lekko swój pomysł, pomyślałem, że nie jest normalny. Zapytałem kogo to obchodzi... Później zabrałem Piotra na jakiś wyjazd i na kolejny. Mieliśmy dużo czasu, żeby pogadać. Dałem się Piotrowi poznać, otworzyłem się. Chciałem, żeby pokazał mnie takiego, jaki jestem, bez żadnej ściemy. Wiem, że byłem trudnym i nieprzewidywalnym tematem. Potrafiłem zniknąć, na parę miesięcy wyjechać z Polski, wrócić i z godziny na godzinę wyjechać na kolejne zdjęcia. Zadzwonili do mnie ze szkoły filmowej Wajdy i zaprosili na projekcję filmu. To było niesamowite doświadczenie. Usiadłem przed wielkim ekranem, w otoczeniu ludzi, którzy brali udział w produkcji tego filmu. Przez cały czas siedziałem jak wryty. A oni wszyscy gapili się na mnie. Po filmie byłem przerażony, nie podobało mi się w moim zachowaniu wiele rzeczy. I przyłapałem się na tym, że popadam w rutynę. Jednak ten film był czymś, co chciałem zrobić na koniec tego szalonego okresu w moim życiu.

Kiedyś powiedziałeś mi, że miałeś w życiu moment, gdy woda sodowa uderzyła Ci do głowy...
- Zawsze wychodziłem z założenia, że wszystko jest OK dopóki wiem i jestem świadomy, w którym miejscu jest tak zwany równik. Czyli punkt, gdzie wszystko się zaczyna i kończy. I w pewnym momencie zauważyłem, że moje relacje z ludźmi się zmieniają. Nie byłem gotowy na tyle sukcesów, ile osiągnąłem w tak krótkim czasie prywatnie i zawodowo. Bo zrealizowałem wszystkie moje marzenia i wszystko straciło sens. Wylądowałem na terapii i powiedziałem: prawdopodobnie stałem się toksyczny i chyba jestem burakiem, ratujcie (śmiech). I uratowali mnie, dostałem wtedy dużo narzędzi w postaci wiedzy. Te lekcje przydały mi się później w wielu innych dziedzinach życia. I to był również kreatywny czas. Pokonanie własnych hamulców i ograniczeń staje się największym wyzwaniem.

Czym dla Ciebie jest miłość?
- Miłość... To jest coś, czego nie można kupić. Wszystko inne można. I wszystko co można kupić bardzo łatwo można zastąpić. Miłość to coś, co dostajemy za darmo. A przecież nie doceniamy tego, co dostajemy za darmo. Czcimy raczej wszystko co można kupić szczególnie za duże pieniądze. Miłość ze strony Matki, Ojca, przyjaciół (prawdziwych). To dostaje się za darmo. Miłość daje najpotężniejszą siłę. Zakochany facet jest w stanie góry przenosić. Sęk w tym, że te doświadczenia i eksperymenty z miłością bywają bolesne. Życzę każdemu, żeby znalazł swoją drugą połówkę.


fot. Michał Czajka
Oceń ten artykuł:  1 pkt 2 pkt 3 pkt 4 pkt 5 pkt    Aktualna ocena: 3,00
 
Wyślij e-mail rekomendujący ten artykuł
E-mail adresata
 
 
Stoppa: Najmocniejszych zdjęć nie opublikowałem
Jedni go uwielbiają, drudzy nienawidzą. Celebryci nazywają „hieną”. Uratował życie i medialną karierę niejednej polskiej gwieździe, o czym niestety rzadko się wspomina. Przed Wami Przemek Stoppa. Rozmawia Ilona Adamska.
Czytaj cały artykuł

 
Twoje Imię i Nazwisko
 
Twój E-mail
 
 
Dodaj swój komentarz do artykułu.
 
Komentarz
Autor
 

Wasze Komentarze

złodziej i ściemniacz...
niepaparucha 2019-08-06 00:37:18


Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, planetakobiet.com.pl może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.

Konkursy

Wywiady z gwiazdami

Nasza Ankieta

Najprzystojnieszy polski aktor to?

zagłosuj
Moda   Trendy   Projektanci   Modna w ciąży   Ciekawostki   Porady stylisty   Zdrowie i Uroda   Zdrowie   Uroda   Make-up   Rozmaitości   Kącik kulinarny   Z życia wzięte   Wielki świat   Motoryzacja   Nasze dzieci   Porady   Nasz ślub   Kultura   Muzyka   Kino   Teatr   Książka   Sztuka   Konkursy   Konkurs SMS-owy   Konkurs książkowy   Konkurs muzyczny   Wywiady z gwiazdami   Kominek    
Copyright © 2024 Planeta Kobiet. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie L77 - Strony internetowe Strony internetowe