Piątek, 29 marca 2024r. Marka, Wiktoryny, Zenona
 Szukaj
FACEBOOK RSS EMAIL Strona główna
Planeta Kobiet

Magdalena Środa: Feminizm to demokracja

Profesor nadzwyczajna filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, członkini Komitetu Etyki Polskiej Akademii Nauk. Etyk, filozof, publicystka, feministka. Na co dzień zajmuje się historią idei etycznych, etyką stosowaną, filozofią polityczną i feministyczną oraz problematyką kobiecą. Magdalena Środa.
Zapytam Panią o dom rodzinny, środowisko, w którym Pani dorastała, panujące nastroje, postawy, wzory zachowań… Czy to do dzisiaj ma znaczenie w Pani widzeniu świata? Szukam źródeł wartości oraz podstaw samodzielnego myślenia.
- Opisałam to wszystko w książce „Ta straszna Środa”. Dom rodzinny był – w dużym stopniu - ateistyczny, mama była ateistką, socjolożką sportu, tata był socjologiem religii, pochodził ze wspaniałej bardzo katolickiej rodziny, moi dziadkowie ze strony ojca byli bardzo religijni, ale zarazem bardzo tolerancyjni. W domu nie było żadnych nacisków, bym chodziła na religię, ani nie byłoby żadnej krytyki, gdybym się zdecydowała. Już w dzieciństwie doszłam do wniosku, że religia nie ma absolutnie żadnego wpływu na to, czy ktoś jest dobry czy nie. Mój dziadek ze strony matki był agnostykiem i cudownym człowiekiem, dziadek ze strony ojca był głęboko wierzący i również był cudowny. Bardzo szybko nabrałam przekonania, że religia ma się tak do postaw moralnych i społecznych jak numer domu, w którym mieszkam. Taką też opinię miał holenderski filozof Bernard Mandeville. Jeśli chodzi o źródła wartości to – jak u każdego człowieka - jest ich bardzo dużo: rodzina, szkoła, media, przyjaciele, lektury, kultura. Jak człowiek dobrze trafi (na fajną rodzinę, wiernych przyjaciół i dobre lektury) to jest lepszy, jak źle – to jest zły, nieszczęśliwy. Dużo zależy od rodziców, ale też nie tylko to, co dobre. Jest mnóstwo rodzin, które wypaczają, uczą kompleksów. Uważam, że w Polsce panuje mit rodziny (tak jak naszych powstań) i że nie jest to dobre, w sensie społecznym, bo rodzina nie uczy postaw prospołecznych czy obywatelskich, ani też nie przygotowuje do dorosłości, do intymności, seksualności. Rodzina jest „wsobna”, broni swoich członków - niezależnie od tego jak postępują, pruderyjna. Mało kto miał rodziców, którzy nauczyli go najważniejszych spraw: jak kochać, jak być kochanym, czym jest seks, jak być dumnym z własnej cielesności. Rodzina jest – nader często - machiną ucząca nas oportunizmu: „nie wychylaj się”, „dbaj o siebie”, „mnóż rodzinne dobra”.

Ja jestem innym tobą – tak Majowie rozumieli relacje międzyludzkie. Nie sposób opisać lepiej bliskości i drogi do wzajemnego zrozumienia ludzi. Nasza cywilizacja, polskie społeczeństwo nie radzi sobie z tym. Słyszymy: ja wiem lepiej, ja mam rację, ja mam właściwą orientację polityczną, pochodzenie. To rodzi konflikty, kłótnie. Skąd taka postawa?
- Właśnie z tej rodzinnej „wsobności”. „Swój”, „nasz” to znaczy ktoś, kogo trzeba wspierać nawet wtedy gdy jest nieudolny czy nieuczciwy; stąd wielka siła nepotyzmu! Pamięta pani jak Waldemar Pawlak, którego dziennikarze złapali na tym, że zatrudnia w państwowej firmie członków rodziny, powiedział „Na Madagaskar ich przecież nie wyślę!!”, bo nie rozumiał, że dla dobra demokracji lepiej wysłać członków rodziny na Madagaskar niż łamać zasadę bezstronności przy zatrudnianiu na państwowe stanowiska. Ale te poglądy są bardzo powszechne; o swoich trzeba dbać, „obcy” niechaj radzą sobie sami. Przy czym przez obcych rozumiemy również członków bliskiej nam społeczności, sąsiadów, współpracowników. Stąd tak dramatycznie niski jest w Polsce współczynnik kapitału społecznego, który opiera się na relacjach społecznego zaufania. Nie mamy go. Jesteśmy archipelagiem złożonym z rodzinnych wysp, między którymi nie ma pomostów. Nie znamy nawet własnych sąsiadów, nie budujemy wspólnot, w niedzielę idziemy do kościoła, wymieniamy znak pokoju i na tym nasz kontakt z członkami lokalnej społeczności bardzo często się urywa…

Pani jest feministką, prawda?

- Jestem, tak jak pani i jak, zapewne, większość ludzi, którzy mają się za demokratów i uważają, że dyskryminacja jest czymś złym, a równość dobrym.

Słyszymy często takie wypowiedzi kobiet: wprawdzie nie jestem feministką, ale... Pobrzmiewa ton obawy przed określeniem swojej postawy, a może braku zrozumienia istoty rzeczy? Ustalmy czym jest feminizm, a czym zdecydowanie nie jest.

- Feministka/ feminista - to osoba, która wie, że kobiety tylko dlatego, że są kobietami gorzej są traktowane: częściej niż mężczyźni są ofiarami przemocy i biedy, mają znacznie mniejszy niż mężczyźni dostęp do pracy, dobrobytu, kariery, władzy, mediów; znacznie mniej niż mężczyźni zarabiają (za tę samą pracę), mają więcej nieodpłatnej pracy domowej i mniejsze niż mężczyźni możliwości samorealizacji. Feministka to też osoba, która chce ten stan rzeczy zmienić. Myślę, że feministek i feministów mamy znacznie więcej niż nam się zdaje, tylko to słowo jakoś jest przegrane w naszych słownikach.

Flagowym zadaniem feminizmu jest więc dążenie do emancypacji kobiet i równouprawnienie obu płci. Czemu tak oczywisty demokratyczny postulat stanowi problem w XXI wieku w centrum Europy?

- Bo ta Europa przez tysiąclecia była patriarchalna; hierarchiczna struktura społeczeństwa i władza mężczyzn były czymś oczywistym. Potrzeby mężczyzn (np. rywalizacji na wojnie, w sporcie, na rynku), wartości (np. militarne, ekonomiczne) i instytucje (władza, wojsko, Kościół) były dominujące i traktowane jako oczywiste i uniwersalne. Kobiety „zamknięte” w domu, w sferze prywatnej, nie miały praw ani możliwości uczestnictwa w kulturze, w życiu zawodowym, w nauce, we władzy. Dziś mają, ale - pamiętajmy - od niedawna, od stu, czasem mniej lat. Na straży tamtego porządku stały potężne siły, takie jak władza świecka, instytucje kościelne, ludzka mentalność, tradycja, stereotypy, nauczanie szkolne, kultura masowa. „Nowy” porządek, w którym kobiety mają równe szanse i możliwości, dopiero się „wykluwa”, a „stary” dobrze się broni zwłaszcza tam, gdzie strażnicy dawnej tradycji są silni. W Polsce są.

Jak feminizm ma się do kobiecości? Feministki są w konflikcie z męskim rodem? Czy feminizm jest rodzaju żeńskiego? Czy wśród mężczyzn znajdujemy feministów?

- Już chyba tylko w Polsce można zadawać takie pytania! Feminizm jest przecież synonimem demokracji, egalitaryzmu. Każdy demokrata jest feministą, tak jak kiedyś był wrogiem niewolnictwa. Czy ktoś dziś może się przyznać, że popiera niewolnictwo? Nie sądzę. Nie sądzę więc, by ktokolwiek kto ma mentalność demokratyczną i uważa, że równość ludzi jest ważną wartością, nie był feministą/feministką. Myślę też, że każdy chrześcijanin powinien być feministą/feministką, bo to przecież Jezus jako pierwszy mówił o powszechnej równości ludzi. A jeśli chodzi o tzw. kobiecość i jej relacje z feminizmem, to sądzę, że bardziej problematyczna jest tu ta pierwsza wartość. Bo czymże jest „kobiecość”? Typem seksualności? Sposobem życia? „Wyglądem” dostosowanym do kanonu? Kiedyś „kobiece” były „kobiety domowe” - bezradne, niewykształcone, pozbawione nawet dostępu do wychowania własnych dzieci, bo przecież „prawdziwe kobiety” z klasy średniej nie zajmowały się ani pracą, ani domem, ani wychowaniem, bo robiły to za nich inne (mniej kobiece?) kobiety, należące do służby. Czy ktoś, kto głosi równość, zarabia na siebie, kształci się i ma ambicje jest mniej „kobiecy” niż ktoś, kto sprząta i wychowuje dzieci?! „Kobiecość” to termin znacznie bardziej płynny niż „feminizm”. W każdej epoce „kobiecość” miała inny wzorzec, ideał, choć zawsze obejmujący funkcje kobiety jako istoty seksualnej i macierzyńskiej, czasem wyłącznie te funkcje. Dziś, dzięki feministkom, to znacznie większa gama ról. Gdyby nie feminizm i walka o równość, kobiety zapewne siedziałyby dziś po domach nie mając szans na edukację, pracę, niezależność finansową i egzystencjalną. Chwała feministkom.

Kobiece wdzięki w reklamach, prasie i wreszcie filmach porno, to coś złego? W tego typu publikacjach eksponowani są również mężczyźni. A więc równość.
- Proszę więc wziąć sto pierwszych reklam z brzegu i sto pierwszych z brzegu pornografii i zobaczyć, w jakich rolach występują mężczyźni, a w jakich kobiety. To kobiety są uprzedmiotawiane, to one są obiektami seksualnymi. To mężczyźni decydują o tym, jakie role grają kobiety. A grają takie, które ich podniecają. Założę się, że jeśli chodzi o reklamę, to z wielkim trudem znajdzie pani mężczyznę, który pełni funkcje nisko cenione w naszym społeczeństwie (pierze, sprząta); prace usługowe wykonują kobiety, więc taka reklama nie tylko promuje proszek do prania czy płyn do mycia naczyń ale - zarazem - wizerunek kobiety jako piorącej i sprzątającej. Reklamy powielają i reprodukują stereotypy: podporządkowanych kobiet i niezależnych mężczyzn. W reklamach irytuje traktowanie kobiet jako infantylnych postaci, których największym egzystencjalnym problemem jest plama na koszuli męża czy popsuta pralka. Zresztą z jednego i drugiego problemu zagubioną kobietę wybawia najczęściej męski ekspert. Pamięta pani reklamę, gdzie kobieta pisała do… proszku Omo? Czy widziała pani kiedyś w reklamie mężczyznę, który pisze list do oleju silnikowego, żeby mu okazać wdzięczność i zwierzyć się z trosk? Reklamy nie tylko seksualizują kobiety, ale je infantylizują, ukazują w rolach podrzędnych. Trzeba pamiętać, że reklama jako część kultury masowej kształtuje nasze wzorce zachowania. Parlament Europejski w jednym ze swych dokumentów zwracał uwagę, że promowany w każdej niemal reklamie wizerunek szczupłych kobiet i obsesja na punkcie odchudzania są jednymi z przyczyn anoreksji u dziewcząt. A jeśli chodzi o pornografię, to konia z rzędem temu, kto – na stronach internetowych – znajdzie kobiecą pornografię. Tam wszystko jest dla mężczyzn; zdjęcia, filmy, sceny pokazują to, co podnieca mężczyzn. Niekoniecznie kobiety. Proszę zrobić takie doświadczenie i usiąść ze swoim mężem czy partnerem przy pierwszej z brzegu pornografii i porozmawiać o tym, co podnieca panią, a co jego. On znajdzie to bez trudu, pani raczej nie. Chyba, że się pani podporządkuje strukturze jego pożądania, co kobiety często robią.

Seksualność człowieka, od jego pierwszych dni jest oczywistością. Natura wyzwala nasze potrzeby i pragnienia seksualne. Trzeba umieć je realizować świadomie. Edukacja seksualna nie znajduje właściwego miejsca w szkolnych programach nauczania. Kto ponosi odpowiedzialność, a kto konsekwencje za ten stan rzeczy?
- Konsekwencje ponoszą dzieci. Edukacja seksualna jest jednym z naczelnych praw każdego człowieka tak jak edukacja powszechna. Dziecko, które nic nie wie o własnej seksualności, które nie zna swoich praw do bezpieczeństwa seksualnego, które nie umie bronić tych praw, które nie umie odróżniać „złego” i „dobrego” dotyku i komunikować dorosłym, którym ufa, o tym pierwszym – jest znacznie bardziej bezbronne i narażone na krzywdę niż dziecko, które ma wiedzę o własnej cielesności, seksualności i o tym, że są na świecie źli ludzie (najczęściej mężczyźni, o tym też trzeba wiedzieć), którzy mogą je wykorzystywać. Ignorancja w tej dziedzinie jest poważną przyczyną molestowań, pedofilii. Nie jestem pewna, czy każdemu dziecku potrzebna jest znajomość całek, wiedza o mejozie i mitozie, czy umiejętność odróżniania łupek bitumicznych od innych, ale z całą pewnością potrzebna jest mu wiedza o własnej fizjologii, cielesności, zdrowiu i seksualności. Dlaczego jej nie ma w szkołach? Instytucjonalnie odpowiada za to Kościół; z jakichś powodów ludzie Kościoła z jednej strony boją się seksu, z drugiej są obsesyjnie nim zainteresowani. Któraż partia rządząca, któryż minister w obliczu siły wyborczej jaką reprezentuje Kościół będzie miał odwagę sprzeciwić się mu? Jak w wiekach średnich. Brak edukacji seksualnej jest z pewnością jednym z wielu dowodów na opóźnienia cywilizacyjne naszego kraju, jak również przyczyną bezradności dzieci i w związku z tym, pedofilii, niechcianych ciąż, porzucania dzieci...

Postulowanie prawa do aborcji , dopuszczalnej w szczególnych przypadkach, o które walczą feministki – to walka o prawo do zabijania?
- O prawo do zabijania nie trzeba walczyć. Jest ono powszechne. Od początku naszej cywilizacji mężczyźni mają prawo do zabijania. Ci, którzy zabiją dużo osób mają pomniki i cieszą się sławą. W naszym kraju niemal w każdej dzielnicy jest pomnik kogoś, kto zabijał i jest z tego powodu bohaterem. Powie pani, że robił tak dla obrony ważnych wartości, jak na przykład wolność, troska o innych. Owszem. Ale kobieta, która dokonuje aborcji robi to też dla obrony ważnych wartości, jak na przykład wolność, zdrowie, czy troska o innych. Aborcja nie jest zabijaniem dzieci, co się u nas przyjęło, tylko przerywaniem ciąży. Zarodek czy płód nie jest dzieckiem. Gdyby aborcja była zabijaniem dzieci, to kara z nią powinna być taka, jak za dzieciobójstwo. A nie jest. Ci, którzy tak strasznie pragną chronić życie, powinni zająć się raczej kosztownym przemysłem militarnym. Dlaczego obrońcy życia nie protestują przeciwko wojnom? Dlaczego nie ma ich pod Ministerstwem Obrony, które właśnie dostało miliardy na zbrojenia, dlaczego nikt nie dziwi się symbolice militarnej w kościołach, na pomnikach? Jak mężczyzna zabija, to nazywa się to bohaterstwem, jak kobieta przerywa ciążę, to nazywa się to „morderstwem”. To przecież dziwne! Jest poza tym coś potwornie kłamliwego w wielkiej trosce polityków o dzieci „nienarodzone”, przy jednoczesnym kompletnym braku troski wobec dzieci narodzonych. Nasz kraj się dozbraja, buduje stadiony, drogi, ale jakoś stale brakuje pieniędzy na żłobki, przedszkola, pomoc rodzinom wielodzietnym czy dzieciom niepełnosprawnym. A właśnie to byłby sprawdzian dla politycznej troski o życie. Brak tak zwanych praw reprodukcyjnych (brak edukacji seksualnej, brak refundowanych środków antykoncepcyjnych, zakaz aborcji) powoduje, że jako kraj możemy być porównywani do państw afrykańskich czy islamskich, gdzie kobiety traktuje się jako osoby, które z jakichś powodów muszą być pod stała kontrolą mężczyzn. To upokarzające i głęboko niesprawiedliwe, by o macierzyństwie i brzuchu kobiety decydowali jacyś mężczyźni (księża, politycy), którzy dzieci nie rodzą, nie wychowują i żadnych ciężarów z tego tytułu nie ponoszą.

Pierwsza połowa XX wieku - „Dzieje grzechu” Żeromskiego, „Moralność pani Dulskiej” Zapolskiej, lektury, przedstawienia teatralne, filmy. W tym czasie Simone de Beauvoir, Irena Krzywicka, Tadeusz Boy - Żeleński głosili już hasła feministyczne i postulaty równouprawnienia kobiet. Niewiele się zmieniło.
- Bo postęp, w każdym razie w kwestii praw kobiet, nigdy nie jest linearny i zawsze trzeba o niego zabiegać. Co i rusz pojawia się partia, która pod pozorem przywilejów (np. roczny urlop macierzyński) pragnie zepchnąć kobiety do roli podrzędnej i zależnej, a więc do roli matki oraz osoby wykonującej bezpłatną pracę, również na rzecz mężczyzny. Zamiast wspierać łączenie pracy zawodowej z wychowawczą (elastyczny czas pracy, żłobki) „eliminuje” się kobiety z rynków pracy zwiększając ich zależność od mężczyzn lub państwa. A jak wiemy: jedno i drugie jest niepewne. Mężczyźni nader chętnie się rozwodzą, alimenty są nieściągalne, a państwo zajmuje się dziećmi „poczętymi” a nie urodzonymi. W każdym społeczeństwie jest walka między tradycją (wygodną dla mężczyzn) a nowoczesnością (w której kobiety mają prawa). Oby w Polsce ta walka nie była przegrana.

Często wyznawana ideologia, wszystko jedno, czy głoszona przez Kościół czy ruchy feministyczne, z którą identyfikują się ludzie, zwalnia z niezależnego, samodzielnego myślenia. Osoby wyznające np. wiarę katolicką poddają się wskazówkom Kościoła i uważają , że trzeba je uwzględniać w polityce państwa. A czy feminizm nie dyktuje „jedynych słusznych” rozwiązań? Jak rozstrzygnąć ten dylemat?

- Dobrym sprawdzianem jest odpowiedź na takie pytanie: czy w świecie rządzonym przez feministki byłoby miejsce na Kościół i czy w świecie rządzonym wyłącznie przez Kościół byłoby miejsce na feministki? Otóż, co widać w zachodnich demokracjach i na przykład w Stanach Zjednoczonych, gdzie feministki mają się bardzo dobrze, prawa kobiet nie ograniczają praw Kościoła i ludzi do wyznawania swojej wiary. W krajach rządzonych przez Kościół (średniowiecze, dzisiejsze kraje islamskie) nie ma miejsca ani na prawa kobiet, ani na feministki.

Kiedy odrobimy lekcję z gender? Czym jest to straszne zjawisko (strach o to pytać)? Wzmożona ostatnio dyskusja o gender ma jakiś cel i sens?
- Ta dyskusja nie jest merytoryczna i niedługo przycichnie, myślę, że wraz z zakończonymi wyborami do europarlamentu. Politycy sztucznie ją podgrzewają, bo nie ma to jak straszenie wyborców przed czymś, czego nikt nie zna. W Polsce ciągle można zrobić karierę na straszeniu „Ruskim”, „układem”, „ptasią grypą” czy właśnie „gender”. Ale to tak jak straszyć ludzi transcendentalizmem czy inteligibilnością. Terminy specjalistyczne, naukowe, mało kto rozumie, więc wszystko można w nie włożyć. Jak długo można ludzi straszyć nieznanym słowem? Wszystkim to się niedługo znudzi. Posłanka Kempa zniknie z polityki, a Kościół będzie musiał się zająć swoim naprawdę poważnym problemem jakim jest pedofilia, bo inaczej straci swą rację bytu. A gender wróci tam gdzie jego miejsce, czyli na uniwersytety, bo to przecież nauka o kulturze. Po prostu.

Za nami kolejny Ogólnopolski Kongres Kobiet, który ma już swoje zasługi np. na rzecz parytetów w rządzeniu krajem. Procesy społeczne, polityczne następują powoli. Jak Pani ocenia dotychczasowy dorobek Kongresu Kobiet?
- To nie są parytety dotyczące rządzenia krajem, ale parytety, a właściwie kwoty na listach wyborczych. To duży sukces, ale działalności Kongresu nie da się przeliczyć na takie czy inne sukcesy legislacyjne. Nam nie chodziło o ustawy, w każdym razie nie tylko. Chodziło głównie o rozbudzenie solidarności kobiet, ich woli działania, energii kobiecej… I to się fantastycznie udało! Kongres Kobiet to nie tylko wielotysięczna konferencja kobiet (w tym roku 9 - 10 maja), ale przede wszystkim ich rozbudzona przez kongres aktywność w terenie. Mamy setki regionalnych konferencji, inicjatyw, spotkań, gdzie kobiety się poznają, wymieniają doświadczeniami, wspierają i działają na rzecz wspólnoty. Kongres to dziś największy społeczny ruch w Polsce, ale nie tylko. Jest wiele krajów które pragną nas naśladować. Mamy kongresy w Budapeszcie, Pradze, Londynie, Brukseli… naprawdę „obudziłyśmy” kobiety z całej niemal Europy!

Jakie były główne przesłania tegorocznego Kongresu?
- To kongres szczególny, bo odbywa się w roku różnych ważnych rocznic (10 lat od wejścia Polski do Unii, 25 lat transformacji i inne), poza tym to rok wyborczy. Było więc o Europie i o wyborach, o gender i równouprawnieniu, o Polsce samorządnej i „zielonej”, o edukacji i kulturze. Bardziej konkretnie – jeszcze za chwilę. Kongres to prawdziwie demokratyczna instytucja, podporządkowana hasłu „masz pomysł to go zrealizuj”, więc wszystko się właśnie tworzy. Jeśli chodzi o uczestnictwo to - najprościej na świecie! Trzeba się po prostu zarejestrować (www.kongreskobiet.pl), zebrać trochę energii, wziąć koleżanki, mamę, córki, siostry i przyjść! To wielopokoleniowa debata.

A jeśli nie Kongres Kobiet, to gdzie kobiety polskie mogą wypowiadać się publicznie i aktywnie działać na rzecz uwzględniania ich pozycji społecznej i politycznej?
- Wszędzie. Przecież nie chodzi o to tylko, by być na Kongresie, chodzi o to by być aktywną w swojej społeczności. Kongres dostarcza bardzo wielu kobietom energii, wiedzy, znajomości i poczucia solidarności, które spożytkowują na swoim terenie, wśród swojej społeczności, rodziny. Każda okazja jest dobra i dobra jest każda forma działalności. Można zakładać stowarzyszenia, można spotykać się w gronie przyjaciółek i gadać o tym co złe, a co dobre, można i powinno się chodzić na spotkania przedwyborcze i pytać kandydatów o równość, o troskę o dzieci, o to dlaczego nie ma przedszkoli, elastycznego czasu pracy, ochrony przed przemocą. Można też sadzić kwiaty w miejscach publicznych, by było ładnie (zauważyła pani, że w gminach, w których rządzą kobiety jest dużo kwiatów?), wymuszać na władzach lokalnych troskę o porządek czy nowy przystanek autobusowy (bliżej przedszkola), można i trzeba kandydować do władz samorządowych, budować programy i realizować marzenia o tym, jak powinno się urządzić miejsce, w którym żyjemy.

Gdyby została Pani europosłanką o jakie sprawy zabiegałaby Pani, jakie są najpilniejsze i najważniejsze, z punktu widzenia polskich kobiet. Jakie powinny zostać załatwione tam - w UE?
- Nie chcę zostać europosłanką, w każdym razie nie teraz. Teraz mam jeszcze trochę planów w pracy naukowej. Muszę je wykończyć; życie trzeba realizować według określonego planu, a nie miotać się od zadania do zadania. Ale jeśli chodzi o europarlament to wiem, że dużo tam się dzieje. Idea wspólnej Europy zbudowana jest na równości, na równości kobiet i mężczyzn, na wspólnej partycypacji. Mówi się o demokracji parytetowej. Mam przekonanie, że dla polskich kobiet jest dobre to, co dla francuskich, angielskich, niemieckich i włoskich – równość praw, szans i możliwości. Europa jest silna tym marzeniem, a my powinniśmy robić wszystko, by stało się ono rzeczywistością.

Rozmawiała: Bożenna Ulatowska
fot. Glinka Agency
Oceń ten artykuł:  1 pkt 2 pkt 3 pkt 4 pkt 5 pkt    Aktualna ocena: 5,00
 
Wyślij e-mail rekomendujący ten artykuł
E-mail adresata
 
 
Magdalena Środa: Feminizm to demokracja
Profesor nadzwyczajna filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, członkini Komitetu Etyki Polskiej Akademii Nauk. Etyk, filozof, publicystka, feministka. Na co dzień zajmuje się historią idei etycznych, etyką stosowaną, filozofią polityczną i feministyczną oraz problematyką kobiecą. Magdalena Środa.
Czytaj cały artykuł

 
Twoje Imię i Nazwisko
 
Twój E-mail
 
 
Dodaj swój komentarz do artykułu.
 
Komentarz
Autor
 

Wasze Komentarze

kapitalny wywiad
Anonim 2014-07-13 17:20:38


Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, planetakobiet.com.pl może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.

Konkursy

Wywiady z gwiazdami

Nasza Ankieta

Najprzystojnieszy polski aktor to?

zagłosuj
Moda   Trendy   Projektanci   Modna w ciąży   Ciekawostki   Porady stylisty   Zdrowie i Uroda   Zdrowie   Uroda   Make-up   Rozmaitości   Kącik kulinarny   Z życia wzięte   Wielki świat   Motoryzacja   Nasze dzieci   Porady   Nasz ślub   Kultura   Muzyka   Kino   Teatr   Książka   Sztuka   Konkursy   Konkurs SMS-owy   Konkurs książkowy   Konkurs muzyczny   Wywiady z gwiazdami   Kominek    
Copyright © 2024 Planeta Kobiet. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie L77 - Strony internetowe Strony internetowe