MM: Pamiętam jak opowiadałaś mi o pomyśle zrobienia trasy domowej. Potem przyszła pandemia i zaczęłaś je robić online. Jak to wyglądało?
Zagi: Sam początek rzeczywiście wziął się z lockdownu. Wcześniej jednak mieliśmy zaplanowane koncerty z Kwiatem Jabłoni i Natalią Przybysz. Zagraliśmy po jednym z koncertów. W związku z pandemią postanowiłam zagrać „Po domu tour”. Zrobiłam 3 odcinki tej trasy, ponieważ mam niewielkie mieszkanie (śmiech). Pierwszy był „Songwriting Camp”, który odbył się w sypialni, bo tam zazwyczaj piszę. Chciałam się podzielić się tym procesem i sama nie wiedziałam, czego oczekiwać. Z weną jest tak, że raz jest, a raz jej nie ma. Nie wiedziałam, czy nie będę speszona, bo zazwyczaj tworzę samotnie.
MM: Jesteś jednak dość blisko związana ze swoimi, więc skąd taka obawa?
Zagi: Ponieważ pierwszy raz dzieliłam się procesem twórczym ze swoimi słuchaczami. Piosenka powstawała ‘na żywo’ od samego początku. Brałam instrument, pytając wcześniej słuchaczy, który mam wybrać. Była gitara, ukulele i mandolina. Kiedy już wybrałam instrument, to zaczęłam opowiadać, co się u mnie dzieje. Podczas tej kwarantanny miałam sporo przemyśleń. Przewartościowałam kilka rzeczy. Ludzie też dzielili się ze mną swoimi przemyśleniami. Zaczynałam coś grać i pytałam ich, z czym im się to kojarzy. Bywało też tak, że rzucałam jakimś pierwszym wersem. Od tego kolejne osoby dodawały następne wersy. Okazało się, że wszystko wyszło świetnie. Napisaliśmy w ten sposób piosenkę „Niepokoje”. Na końcu zagrałam koncert w salonie (śmiech).
MM: Przy okazji „Drapacza chmur” mówiłaś mi, że każda Twoja płyta jest swoistym pamiętnikiem i zamknięciem pewnego okresu. Wiem, że „Prześwit” opowiada o bezsenności w dość szeroki sposób. Czy to też jakiś zapis jakiegoś okresu w życiu, czy po prostu próba zmierzenia się z bezsennością?
Zagi: Myślę, że to z jednej strony zapis pandemicznych rozkmin. Zaczęłam bardziej doceniać naturę i myśleć o przyszłości, czy na przykład nie postawić gdzieś domu. Gdybyśmy wszyscy mieszkali w domach i mieli ogrody, do których moglibyśmy wychodzić, to to zamknięcie nie byłoby aż takie bolesne. Poczułam wielką tęsknotę za lasem, za przyrodę i za obcowaniem z przyjaciółmi. Te piosenki o tym mówią. Miałam sporo znajomych w okresie szkolnym, kiedy wszyscy byliśmy blisko siebie. W naszej pamięci wydaje się, jakby to było wczoraj. A dziś każdy jest w innym miejscu. Myślę, że to zapis czasu przewartościowania.
MM: Cały proces powstawania tej płyty można zobaczyć na YT. A czemu nie ma procesu miksowania i masteringu?
Zagi: Zastanawialiśmy się nad tym, czy ten proces też pokazać, natomiast wszystko działo się dosyć chaotycznie. Kiedy tworzyłam piosenki live, to już aranżowaliśmy kolejne piosenki, a miksy odbywały się w innym miejscu. Mój mąż, który zajmuje się moimi utworami pod tym względem, miał pokazać ten proces. Okazało się jednak, że czasu jest tak mało, że nie da się tego zrobić. Decyzję o tym, że będzie z tego album podjęłam 2 miesiące przed wydaniem. Musieliśmy wszystko zaaranżować i nagrać. Pracowaliśmy głównie zdalnie, bo chłopaki z mojego zespołu byli w rozjazdach. Zatrudniliśmy Tomka Morzyduszę, z którym współpracowałam przy „Drapaczu chmur”, a który świetnie się sprawdził, bo już pierwsze miksy były takie, o jakie nam chodziło.
MM: Przechodząc już do zawartości muzycznej płyty, chciałem Cię zapytać o utwór „Kosmos”, który ją zamyka. To jest utwór delikatny i mgławicowy. Brzmi jak z otchłani kosmicznej.
Zagi: Ten utwór muzycznie miał nawiązywać do tekstu, w którym pojawia się chociaż deszcz meteorów. Wiedziałam, że brakuje numeru podsumowującego. I zawsze chciałam mieć w piosence słowo ‘kosmos’, ale nigdy mi do niczego nie pasował (śmiech). Kiedy siedzieliśmy w domach, wiele osób bardzo emocjonalnie zaczęło reagować na różne tematy. To co się działo, było jakimś kosmosem… Ten utwór opowiada, że jeżeli z powodu głupot przestajemy się do siebie odzywać, szanować się wzajemnie, to jest to bardzo smutne. Jesteśmy na tym świecie tylko chwilę, więc uważam, że nie ma sensu się obrażać na siebie z powodu jakichś drobnostek. Warto dbać o to, co jest blisko nas. O tym jest ta piosenka.

MM: A utwór „Meander”?
Zagi: To jedna z moich ulubionych piosenek. Jestem bardzo zadowolona z aranżu i z chórów, które się w nim pojawiają. Aby barwowo je dopełnić, zaśpiewał także mój mąż Michał. Podobnie jest z utworem „Zew”.
MM: …który jest momentem kulminacyjnym całej płyty.
Zagi: Tak, poszaleliśmy tutaj ostro (śmiech). Jest bardzo energetyczny i będzie jednym z singli. Właśnie pracujemy nad teledyskiem, który jest dość wymagającą produkcją. Siedzieliśmy z moimi chłopakami nad aranżem i wpadliśmy na pomysł, by pójść w gospel. Myślałam, czy nie odezwać do któregoś z zespołu gospelowego. Ostatecznie nagrałam ponad 20 linii wokalnych, a Michał dołożył swoje niskie, takie ‘czarne’ barwy do tego.
MM: Przy „Drapaczu chmur”, mówiłaś mi, że szukasz menedżera. Czy coś się zmieniło w tej kwestii?
Zagi: Niestety nie. Ja jednak nie przestałam działać. Staram się cały czas zorganizować koncerty. Mam już dwa koncerty zabookowane. Natomiast założyliśmy własną wytwórnię, w której będziemy wydawać moje wydawnictwa.
Rozmawiał: Maciej Majewski
WARTO POSŁUCHAĆ:
https://www.youtube.com/watch?v=t9ohuOJ4Y0c
Wasze Komentarze
Jeszcze nie skomentowano powyższego artykułu.Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, planetakobiet.com.pl może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.