Skąd pomysł na to, by zająć się twórczością Jonasza Kofty?
- Dla mnie jako aktorki najważniejsza jest wartość literacka i tekst. Miałam już różne propozycje, bo poezją fascynuję się od wielu lat, głównie tą górnej półki. Kocham Młynarskiego, Osiecką i Koftę. Taką trójcę, ale Jonasz Kofta jest najmniej z niej wyeksploatowany. Do tego to autor poetycki, kabaretowy i szalenie inteligentny, cyniczny. Napisał wiele tekstów poruszających ważne tematy. Wiele z nich jest bardzo kobiecych. Kofta niesamowicie rozumiał kobiety. I takie też m.in. teksty wybrałam.
Czy trudno było zaprosić ludzi do współpracy promocyjnej przy tak nietypowym i niekomercyjnym projekcie? Czym się kierowałaś?
- W samym projekcie uczestniczyliśmy tylko ja i Tomek Krezymon, kompozytor i aranżer, natomiast na promocję płyty zostały zaproszone osoby, które we mnie wierzą i wspierają mnie – tu nie było miejsca dla nikogo przypadkowego. Dzięki temu była dobra atmosfera i pozytywna energia. Pieniądze na płytę znalazłam dzięki portalowi PolakPotrafi.pl – wsparło mnie tam dużo osób i właśnie tam znalazłam Złotego Sponsora Marka Michnika, właściciela kancelarii Prawno-Podatkowej „Perfect”. Wsparł mnie bardzo dużą sumą. Bez niego nie mogłabym wydać tak dużej płyty. Wsparła mnie również Opera Podlaska, która nieodpłatnie wynajęła mi studio nagraniowe. Swoim cudownym wokalem zaszczycił mnie Czesiek Mozil, który przyjechał do Białegostoku i nagrał ze mną dwa utwory. Zdawałam sobie sprawę, że wydanie płyty w naszym kraju to drogocenne hobby i że nie powstaje ona w celach zarobkowych, nie o to w tym chodziło. Spełniłam swoje marzenie. Teraz mam kolejne – wersję sceniczną tego projektu. Ela Chowaniec, wspaniała dramaturg, właśnie pisze historię o kobiecie, producentce w dzisiejszym świecie, kobiecie walczącej, która przeżywa zawodowe wzloty i upadki. To trochę historia o mnie, bo w moim życiu wystarczająco dużo było faux pas, zawodowych kłód oraz trudnych dla aktora przestojów, żeby to porządnie obśmiać. O tym wszystkim więc, trochę śmiesznie i sentymentalnie, będzie opowiadać ten muzyczny monodram. Dużo rozmawiam z Elą o tym, jak to ma wyglądać, jakie nieść przesłanie. Chcę podzielić się ze wszystkimi tą specyficzną, elektroniczną wersją. Jednocześnie też zdaję sobie sprawę, że słysząc tę wersję, starsze pokolenie może być oburzone, że trochę wsadzam kij w mrowisko moją interpretacją. Dużo młodych ludzi, którzy już to słyszeli, mówi też, że utwory są cały czas aktualne i dzisiejsze. Mnie to bardzo cieszy.
Jak zareagowali na Twój projekt koleżanki i koledzy z branży aktorskiej?
- Okazali mi szacunek, bo wiedzą, „z czym to się je”. Usłyszałam wyrazy uznania. W moim otoczeniu jest kilku zdolnych ludzi, którzy nie porwali się z motyką na słońce tak jak ja, bo wiedzieli, jak wiele trzeba poświęcić. To mi gratulowali najbardziej, mówiąc: „Todora, zrobiłaś to! Wow!”.
Skąd u Ciebie miłość do muzyki? Była w Tobie od zawsze?
- Od ósmego roku życia grałam na skrzypcach. Przez dwanaście lat piłowałam tę skrzyneczkę, ponieważ moi rodzice nie chcieli, bym spędzała czas tylko na trzepaku. Ukończyłam liceum muzyczne, ale pod jego koniec już wiedziałam, że nie jestem w stanie ćwiczyć w zamknięciu tylko po to, by zostać dobrą skrzypaczką. Wtedy też wpadłam na pomysł szkoły teatralnej, do której szczęśliwie udało mi się dostać za pierwszym razem. W szkole śpiewałam, choć robiłam to, zanim jeszcze zaczęłam grać na skrzypcach, czyli w liceum. Śpiewając po knajpach, dorabiałam sobie na wymarzone rzeczy, np. martensy. Ale nigdy nie uczyłam się śpiewu profesjonalnie, aż przyszedł czas różnych konkursów. Dzięki temu doświadczeniu zorientowałam się, że mój śpiew wzbudza emocje wśród publiczności, uznałam więc, że to jest jedna z moich dróg.
Jesteś kobietą odważną i konsekwentną, która wie, czego chce od życia. Czy można powiedzieć też, że jesteś kobietą niezależną?
- Nie mam innego wyjścia, bo obecnie jeśli nie ma cię w telewizji, to oznacza, że nic nie robisz. Dlatego robię własne projekty: zrobiłam już recital i monodram. Muszę być niezależna. Oczywiście mam momenty zwątpienia, gdy rzeczywistość podcina mi skrzydła, ale są też momenty, kiedy jestem z siebie dumna, np. gdy napisałam książkę dla dzieci. I to jest fajne.
Nie jesteś gwiazdą, która znana jest z tzw. ścianki.
- Dowiedziałam się o sobie, że bywanie na ściankach to nie jest moje naturalne środowisko. Na dodatek okazało się, że umiem napisać książkę i nagrać płytę. Super!
A czy w tym wszystkim masz wsparcie najbliższych, męża, dzieci, rodziców? Mąż nie mógł być na Twojej ostatniej premierze. Był w drodze, ale przysłał Ci SMS, którego treścią podzieliłaś się z widownią, i piękne kwiaty. To było coś, czego niejedna kobieta mogłaby Ci pozazdrościć. Czy nie ma między wami rywalizacji?
- Może kiedyś tak było. Miałam wtedy większe oczekiwania, chciałam z nim spędzać więcej czasu. Związane to było z obiema ciążami, okresem porodowym i ciągłym siedzeniem w domu z dziećmi i łączeniem tego wszystkiego z pracą. To był trudy czas, który nas nauczył, że każdy z nas powinien wykorzystywać życie jak najlepiej. Obecnie mąż spełnia się jako dziekan Akademii Teatralnej. Jest na swoim miejscu i jest szczęśliwy. Jestem z niego dumna, a przede wszystkim mam u swego boku spełnionego faceta. Szczęśliwy człowiek też szczęśliwie wspiera. Dlatego mam wsparcie w moich powodzeniach i niepowodzeniach. Dzieciaki też są przy naszych projektach, co również jest fajne. Zośka jest już w takim wieku, że zabieram ją na „dorosłe” sztuki. Nasze dzieci już wiedzą, na czym polega nasz zawód i chcą w tym uczestniczyć.
Co wnoszą dzieci w Twoje życie?
- Chaos i cudowną energię. Teraz jest piękny moment, bo jest między nami porozumienie. Możemy się wspólnie pośmiać. To już takie odchowane dzieciaki. Ostatnio miałam kilka dni wolnego, stwierdziłam więc spędzę ten czas właśnie z dziećmi. Marcin nam wtedy zazdrościł. Mówił, że też tak by chciał, że tęskni za domem i dziećmi. Z takich chwil trzeba korzystać, cieszyć się nimi, bo nie mamy ich zbyt wiele. Mogłabyś powiedzieć o sobie, że jesteś kobietą szczęśliwą? Tak. Są chwile szczęścia, które staram się zauważać i łapać. Jest dobrze, dopóki jesteśmy wszyscy zdrowi.
Jak na co dzień dbasz o swoją kobiecość, o siebie?
- Jestem wieczną dietą. Pół roku temu odrzuciłam gluten. Staram się wysypiać, choć jest to trudne, bo jestem nocnym markiem, a dzieci wstają rano do szkoły. Nie robię sobie żadnych zabiegów inwazyjnych. Dużo zawdzięczam doktorowi Markowi Wasilukowi z Kliniki Triclinium. On podpowiada mi, jakim zabiegom się poddawać, aby skóra naturalnie pracowała, odbudowywała kolagen itp., to bardzo mądry lekarz. Jak każda kobieta dbająca o swoją urodę pracuję nad nią.
Jak relaksujesz się, poza wizytami w SPA?
- Właśnie podczas wizyt w Ticlinium. Kiedyś, jako mama młodszych dzieci, miałam wyrzuty sumienia, robiąc coś dla siebie. Dziś mówię temu „nie” i poświęcam czas sobie.
Podróżujesz?
- Tak. Staramy się podróżować. W ubiegłym roku wszystkie terminy dostosowaliśmy do Marcina. Mamy bardzo napięte grafiki, dlatego korzystamy z tego, co daje nam życie. Podczas wolnych dni nadrabiam zaległości w lekturach, czytam po kilka książek naraz. Dla mnie relaksem jest np. wspólne, z rodziną, oglądanie Netflixowych seriali i czytanie książek. Kończę cudowne „Małe życie” i zaczynam „Totalnie nie nostalgię”. Odjazd.
Czego można Ci życzyć, czego najbardziej pragniesz w momencie, w którym teraz jesteś?
- Zdrowia i szczęścia poproszę. I tego samego wszystkim Czytelnikom oraz Tobie życzę.
Rozmawiała: Ilona Adamska
fot. Piotr Wroniewicz
Wasze Komentarze
Katarzyna P. 2017-05-21 08:41:55
Wszystkie komentarze są własnością ich autorów. Autor ponosi pełną odpowiedzialność za treść wpisu. Jeżeli wynikną z tego konsekwencje prawne, planetakobiet.com.pl może przekazać wszelkie informacje stronom zainteresowanym na temat danego użytkownika oraz pomóc w jego zlokalizowaniu.